Pewnego szarego dnia postanowiłem, że zrobię krok do przodu
by rodzice byli zadowolenie. Ponieważ od 6 miesięcy byłem pogrążony
w depresji i nie miałem ochoty do życia a mój koniec nie nastąpił.
Pomyślałem, że wrócę do szkoły i dam trochę radości rodzicom.
Była to dla mnie motywacja by stawić życiu czoła. Zapisałem się
do liceum wieczorowego by zakończyć to co zacząłem. Hmm..
Co mi szkodzi podejść do matury. W ogóle klasa była niesamowita,
uśmiechnięci ludzie, byłem pozytywnie zaskoczony :) że mogę uczestniczyć
w zajęciach bez stresu i przeżyć traumatycznych, które spotkały mnie wcześniej.
Los chciał, że życie nabrało rozpędu i zakochałem się. Kolejny zastrzyk
motywacji i światełko w tunelu, rozbudziła się ma chęć do życia. Zacząłem się
uśmiechać :) Ponieważ kobieta z którą byłem przygotowywała się do obrony
pracy magisterskiej, stwierdziłem, matura to podstawa trzeba ją zdać i już!
I tu dochodzimy do sedna. Tematem mojej matury z polskiego brzmiał:
"Motyw końca świata w wybranych dziełach literackich i malarskich."
Ponieważ znam doskonale Apokalipsę Biblijną w której jest dosłownie
"wszystko". Szerokie pole do popisu.
Postanowiłem zrozumieć temat i przyłożyłem się do pracy.
Miałem trochę problemy z dopasowaniem się do schematu
maturalnego gdyż moja wizja tematu odbiegała od niego. Jednak
postanowiłem zaryzykować i przedstawić swój punkt widzenia.
Urozmaiciłem moją wypowiedź o obraz Hansa Memlinga "Sąd Ostateczny" ,
który doskonalę łączy się z Janową Apokalipsą co z kolej powiązałem
z książką Jacka Pulikowskiego "Jak wygrać miłość" następnie omówiłem
książkę Anny Onihimowskiej "Hera moja miłość", która doskonale
przedstawia apokalipsę za życia...
Ponieważ przechodziłem przez uzależnienia doskonale rozumiem
bohaterów książki. Żeby pokazać swe umiejętności na koniec
postanowiłem zarecytować wiersz Czesława Miłosza "Piosenka o końcu Świata"
Najbardziej bałem się pytań egzaminujących.
Gdy doszło do pytań trochę się zestresowałem i prosiłem o powtórzenie
pytań by upewnić się czy dobrze zrozumiałem. Na pytanie, który wybrany
przeze mnie motyw był dla mnie najbardziej istotny. Odpowiedziałem.
"Każde dzieło w mojej pracy przedstawia "problem" z innego
punktu widzenia. Wszystkie motywy połączone razem ukazują całość,
spostrzegania tematu z różnych perspektyw."
Tak naprawdę chyba do końca wtedy tego nie rozumiałem.
Przypominając sobie te zdarzenie OLŚNIŁO MNIE :)
Apokalipsa jest końcem i początkiem. Żyjąc w dysharmonii tworzymy
nieład, upadamy, upadlamy się. Tworzymy tzw. "piekło na ziemi."
Żyjąc w harmonii i zgodzie z samym sobą Tworzymy "niebo na ziemi."
Chrystus powiedziawszy: "Królestwo boże jest w Nas" czy miał rację?
Czy Apokalipsa jest zapowiedzią końca czy początku?
Na te pytania odpowiedz sobie sam :)
Coś w tym jest, kiedy żyjemy w sprzeczności z samym sobą to sami siebie rozdzieramy na kawałki i trudno mówić wtedy o pokoju serca. Naszym celem w takim razie powinno być codzienne stawanie się sobą, dążenie do "samospójności".
OdpowiedzUsuńZły, odwracając się od Boga, odrzucił wszelką Miłość, która pochodząc od Boga nie może istnieć bez Niego. Piekło, które stworzył razem ze swoimi aniołami jest w takim razie stanem, w którym nie można kochać nikogo, łącznie z samym sobą. Zakładając, że nienawiść, jest absolutnym brakiem Miłości - piekło to stan ciągłej nienawiści do wszystkich i samego siebie. Człowiek, który choć trochę nienawidzi samego siebie, już zaznał zatem namiastki piekła.
Witaj Michale, ciszę sie, że po przerwie znowu tu piszesz.
OdpowiedzUsuńUważam, że zmiana jest tym co sprawia, że Wszechświat istnieje. Każdy koniec jest początkiem czegoś nowego. Bez końca nie byłoby początku.
Ludzie obawiają się Apokalipsy, "końca świata", bo boją się zniknięcia znanego im świata. Zwłaszcza chrześcijanie, którzy powinni przecież ufać Bogu nie powinni straszyć się nawzajem. Ludzie lubią emocje: piekła, nieba, miłość i nienawiść, wzloty i upadki. Emocje nijak się mają do rzeczywistości. Wszechświat jest jaki jest i to co o nim myślimy go nie zmienia. A przecież świat zmienia się nieustannie, ale nic nie znika. Oczywiście, że Chrystus miał rację, bo Królestwo Boże jest w każdym z nas, zawsze, nasze doskonałe, wieczne, niezmienne Istnienie. Ja wierzę, że w każdym bycie - ożywionym i nieożywionym jest Królestwo Boże. Może kiedyś nie będzie świata jaki znają ludzie, ale to nie oznacza że znikniemy.